Nie trafiają żadne racjonalne argumenty:
- - że religia w szkole nie jest nauką tylko przyjęciem dogmatów "na wiarę",
- - że podważa to czego dzieci uczą się na innych przedmiotach (" no to jak to jest z tą ewolucją, była czy nie? - pyta takie dziecko)
- - że nie podlega kontroli żadnych świeckich służb oświatowych,
- - że nie służy ani tym którzy siedzą na korytarzach, ani tym, którzy odrabiają na niej inne lekcje,
- - że niekontrolowane treści są często bardzo kontrowersyjne a rodzice nie mają w tej sprawie dokąd się w odwołać,
- - nie służy także atmosferze podziału w szkole na wiernych i niewiernych
- - nie służy to tym bardziej tym, którzy z racji chodzenia na tę lekcję czują się lepsi
- - katastrofalne skutki przynoszą niekontrolowane treści o zabijaniu nienarodzonych, o grzechu samogwałtu wstrętu do wszystkiego co cielesne, zamykając się na rzetelną wiedzę na temat seksualności czy metodach regulacji poczęć.
- nie służy też nauce, która nie zawsze potrafi się obronić
- służy utrwalaniu stereotypów, podziałów, niechęci do innych kultur, innych religii i przekonań, nienawiści do ateistów i dyskryminacji
- ogromna rozbieżność liczby uczestniczących w religijnych nabożeństwach a zapisanych na lekcję religii jest dowodem na to jak wielka liczba rodziców zapisuje dzieci z powodów konformistycznych
Obywatelski projekt nie mówił o wyrzuceniu jej ze szkół tylko o zaprzestaniu jej finansowania z budżetu państwa.
Jestem przekonana o tym, że religia w szkołach nie służy niczemu dobremu, nie służy też samej religii katolickiej. Jeśli nikt nie słucha rodziców, którzy z dyskryminacją religijną mają na co dzień do czynienia, to może warto posłuchać kogoś, kogo trudno posądzić o stronniczość w tym zakresie. Laureata Pokojowej Nagrody Nobla.