Chciałabym dziś oddać szacunek dwóm wspaniałym mamom: Monice i Izie. Dzięki takim jak one znikną niedługo krzyże w klasach, okienka religijne wypełnią zajęcia z etyki, a na uroczystościach szkolnych próżno będzie szukać osób duchownych. I to bez rewolucji czy przelewu krwi. Tak po prostu.
Monika przeprowadziła ciekawą rozmowę z dyrektorką i zarazem wychowawczynią swojego syna. Była na tyle wiarygodna i przekonująca, że zmieniła całkowicie stosunek swojej rozmówczyni do świeckości szkoły. Otworzyła tym samym drogę do normalności w swojej placówce.
Iza - z kolei - nic nie musiała mówić, bo ona odwaliła całą robotę wychowując syna, nie tylko na mądrego ucznia, nie tylko na otwartego na różne poglądy chłopca ale i na genialnego negocjatora i oddanego społecznika. Wspierała go tylko, ale sądzę, że nawet bez jej wsparcia zrobiłby to, co uważa za słuszne. Niektórzy tak mają, że czują, że muszą, bo jak nie oni to kto. Alan do takich właśnie należy. Czy nie znacie przypadkiem tego uczucia? Ta historia, choć nie ma jeszcze finału już jest zwycięstwem Izy i być może pokaże mądrość dyrektorki. To lekcja dla nas wszystkich a udzielił jej nam 13 latek, któremu nie podobało się, że jeden z
symboli religijnych jest szczególnie wyróżniany. Wziął sprawy w swoje
ręce, bo przecież jak się komuś coś nie podoba, widzi się jakąś niesprawiedliwość, potrafi to uzasadnić to trzeba powiedzieć i to najlepiej pani dyrektor. Czy nie tego uczy się dzieci? Ok, my dorośli patrzymy na to przez pryzmat doświadczeń, analizujemy sytuacje społeczno-polityczne, szukamy analogii. Pamiętamy głośną sprawę licealistów, wybitnych uczniów najlepszej szkoły matematyczno - fizycznej we Wrocławiu, którzy za próbę zdjęcia krzyża zostali nazwani "rozwydrzonymi smarkaczami". Choć wygrali potem sprawę w sądzie - przeszli wiele upokorzeń. Ale przecież nie zawsze tak musi być. Może wystarczy trochę tej dziecięcej wiary w sprawiedliwość i jedno "proszę".
Czapki z głów. Wszelkie kopiowanie i udostępnianie tych zachowań - szeroko wskazane.
Oto fragmenty
postu Moniki:
"Dyrektorka spodziewała się, że przemowa zakonnicy
będzie okraszona bogami i błogosławieństwami w związku z tym doszła do
wniosku, że zapewne byśmy sobie nie życzyli.
Byliśmy razem i
natychmiast przytaknęliśmy, że faktycznie byśmy sobie nie życzyli, ale
tez nie życzymy sobie wyprowadzania naszych dzieci z całej społeczności i
że to chyba nieporozumienie, że modły w szkole w ogóle mają miejsce.
Na to ona, że no w końcu inni rodzice też mogliby mieć pretensje, że oni sobie tego życzą bo ich dzieci chodzą na religię....
Na to my, że tak samo jak my wie, że to fikcja bo żaden rodzic sobie
tego nie życzy i religia w szkole to wynik targów rządu Mazowieckiego, a
nie woli rodziców czy dzieci.
Niezależnie od tego czy ktokolwiek ma
wpływ na to, że religia weszła do szkół to nie musi wychodzić na
korytarz i że jest więcej kościołów niż szkół więc modlić się jest
gdzie, a szkoła nie służy do uprawiania kultu religijnego. No i że jeśli
rodzice sobie zechcą to mogą w ogóle zrobić sobie szkołę wyznaniową
(wielki jej protest!!!).
Powiedziała, ze ona szanuje wszelkie
religie - my że nie szanujemy bo to każdego osobista sprawa i powinien
ją zachować we własnym domu, a nie się z nią afiszować.
Było kilka
słów o tym, ze tradycje świąteczne rzadko wywodzą się z chrześcijaństwa i
o tym warto mówić skąd na prawdę pochodzą, że warto mówić dzieciom o
różnych tradycjach, a nie tylko o Jezusku jako o jedynym źródle tradycji
i religii itd. itp.
Usłyszała również, że to nie jest tak, że
powinno jej być wszystko jedno, że mnie nie jest wszystko jedno jak inni
dzieci chowają, i że ona też nie powinna z takim luzem podchodzić do
indoktrynacji religijnej dzieci bo te dzieci w przyszłości będą
urzędnikami i posłami i będą nami rządzić.
Tu doskonały przykład -
"czy widzi Pani co się dzieje w sprawi in vitro? to Pani już nie dotyczy
ale już Pani córek i wnuków tak - piorunujące wrażenie!
Powiedziałam jej, że jako osoba mająca wpływ na to co się dzieje w jej
szkole jest współodpowiedzialna za to kto w przyszłości będzie nami
rządził.
To chyba bardzo do niej trafiło bo nastąpiła tyrada tego
jak to dla niej bez sensu religia w szkole, jak to ona żadnych
rekolekcji nie uskutecznia, dzieci do kościołów nie wozi itp. (temat
nieporuszony przez nas), że jak ktoś chce niech sam dziecko prowadzi.
Stanęło na tym, że na przyszłość nie będzie udzielała głosu katechetkom
i będzie się bardzo pilnować żeby szkoła była jak najbardziej świecka
bez żadnych religijnych naleciałości - to jej refleksja, podsumowanie i
stwierdzenie.
Sama rozmowa i uświadomienie doprowadziła ją do takich wniosków, nie musieliśmy wysuwać żadnych oczekiwań.
Na mój wniosek żeby religia była po lekcjach powiedziała, ze to
niemożliwe (nie będę się rozwodzić) ale chętnie zatrudni Artura jako
nauczyciela etyki na kawałek etatu - do rozważenia. Zapewniła nas, ze na
głowach stają żeby nasze dzieci nie czuły dyskomfortu z powodu
niechodzenia na religię.
I tak to się właśnie odbyło."
Link do artykułu Izy. Przeczytajcie koniecznie.
Alanku, od dzisiaj jestem Twoją fanką. To Ty jesteś chłopcem, który powiedział: "ten król jest nagi". Justyna